28 marca 2014

Rozdział XXXV

NIESPODZIANKA <KLIK>

Komentujesz = wywołujesz uśmiech na mojej twarzy, a co za tym idzie? Kolejny rozdział! Bo Rose w dobrym humorze = nowy rozdział!

Oczami Leny
Postanowiliśmy, że pójdziemy do parku, wzięłam do torby parę bananów no i poszliśmy. Usiedliśmy na ławkach (na szczęście) kilka było niedaleko siebie i mogliśmy swobodnie rozmawiać. Rozalie opowiadała nam o swoich odpałach u Niny, jak minął jej tam czas. Po jakiejś godzinie postanowiliśmy, że będziemy wracać. Wyciągnęłam banany i zaczęliśmy je jeść. Harry pochłaniał je bardzo szybko, a skórki wyrzucał na ziemię. I stało się coś, czego nie spodziewał się nikt. Louis idący trochę z tyłu nadepnął na skórkę i się przewrócił. Upadł na pupę i popatrzył w niebo.
– Banany! Banany wszędzie! – popatrzył na Rose i westchnął – Dlaczego ja musze przy tobie zaliczać wszystkie wpadki?
[W jednym z rozdziałów Louis także przewrócił się na bananie <od Autorek>]
Zaczęliśmy się śmiać, Harry pomógł przyjacielowi wstać. On otrzepał spodnie, i poszliśmy dalej.
***
Siedzieliśmy w domu na kanapie, gdy do Hazzy ktoś zadzwonił.
– Halo? – chwila ciszy, Harry z grymasem na twarzy odsunął od ucha telefon – Paul, no ale… ahhh, ale ja wczoraj… – chwila skupienia – No dobra, zaraz będę.
Popatrzyliśmy na chłopaka z wyczekiwaniem wymalowanym na twarzy. Zaczęłam uderzać palcami rytmicznie o kolana.
– Dzwonił Paul, ponieważ zapomniałem o wczorajszym spotkaniu z Taylor… a że nie miałem telefonu przy sobie, to nie widziałem nieodebranych połączeń – powiedział zawstydzony, a ja wybuchnęłam śmiechem. Zmieszany chłopak na mnie spojrzał, a ja tylko wzruszyłam ramionami. [A żeby było śmiesznie, właśnie w tym miejscu napiszę, że pisząc ten rozdział oglądałam mecz siatkówki! Niestety Polska przegrywała z Francją, chwila popatrzę na wynik 19:17 ;( I chciałam dodać że Bartosz Kurek jest najlepszy!! Dobra już kończę, czytajcie dalej!  <Rose>] – to ja może już pójdę, boję się jego gniewu – szepnął a ja posłałam mu współczujący uśmiech.
Harry wyszedł, a my pogrążyliśmy się w rozmowie. 

29 września godzina 15:30 Oczami Rose
Dziś był ten dzień, chłopaki mieli wyjechać w trasę i wrócić dopiero na początku grudnia. [I tak w ciągu dwóch setów napisałam właśnie tyle :D <Rose>] Niby nic takiego, ale z drugiej strony będę za nimi strasznie tęsknić.. Byli już spakowani, wszystkie walizki leżały w bagażniku, za trzy godziny mieli lot, ale musieli już wyjeżdżać. Razem z Leną pożegnałyśmy się z nimi. Mieli wsiadać do samochodu, ale mi została jeszcze jedna rzecz do zrobienia. Podeszłam do Louisa i mocno go przytuliłam. Odchyliłam głowę i popatrzyłam mu w oczy. On lekko się uśmiechną. To był ten moment, podjęłam ostateczną decyzję. Zbliżyłam się do niego i pocałowałam, on ten pocałunek pogłębił, a po chwili po moich policzkach zaczęły płynąć łzy. Wspomnienia wróciły! Przypomniałam sobie wszystko, każdą najmniejszą chwilę. Moje pierwsze spotkanie z chłopakami, to jak dowiedziałam się, że jestem spokrewniona z Harrym, koc na łące wtedy, gdy Louis zapytał się mnie czy chciałabym z nim być. Wszystko, wszystko wróciło. Nasze usta się rozłączyły, a ja chciałam żeby ta chwila trwała wiecznie. Wpatrzona w jego oczy uśmiechałam się promiennie.
– Louis, ja pamiętam – szepnęłam.
– Co? Jak? Gdzie? – chwila milczenia wszystkich osób zgromadzonych wokół – o jejku Rose!
Chłopak znowu mnie pocałował, a reszta ze śmiechem się na nas rzuciła.
– Teraz to ja nie chce żebyście jechali – powiedziałam ze łzami w oczach.
– Rose – Harry mnie przytulił – dasz radę, szybko to minie.
Wyściskali nas jeszcze raz, i wsiedli do samochodu. Niestety musieli to zrobić, bo inaczej by się spóźnili. Ze smutną minką weszłam do domu. Ściągnęłam bluzę, którą rzuciłam na podłogę i usiadłam na kanapie w salonie. Po chwili dołączyła do mnie Lena. Przytuliła mnie i powiedziała że dam radę. Że razem damy radę. Łatwo jej mówić, ona teraz pójdzie do szkoły i będzie zajęta, a ja? Ja będę rozpaczać w samotności. Ona pozna nowe osoby, a ja będę siedzieć na łóżku, może od czasu do czasu wyjdę do studia. Popatrzyłam na krajobraz za oknem. Na niebie rozciągały się ciemne chmury zwiastujące nadchodzący deszcz. Wiatr zaczął mocniej wiać poruszając liśćmi drzew. Z niektórych drzew pospadały jabłka, które już niedługo zbierze pan Michael – ogrodnik chłopaków – razem ze swoją ekipą pomocniczą. Powoli na szybach rozbijały się krople spadające z nieba. Pogoda dopasowała się do mojego nastroju. Zrobiło się zimno i pochmurno. Nie byłam pewna, czy będzie burza. W Londynie za często one nie występują, ale czasami się zdarzają. [Jak ja byłam a Londynie to były dwie burze, a za często ich nie ma. Przyjechała sobie Rose, to musiało stać się coś oryginalnego prawda? :D <Rose>] 

Oczami Rose około 15 listopada
            Chłopcy byli w trasie już od półtora miesiąca. Nie byliśmy w stanie się spotkać. Lena była cały czas zabiegana. Albo była na uczelni, albo malowała obrazy w terenie. Niedawno przyjechał do niej na kilka dni Kuba. Z tego co wiem bardzo dobrze się razem bawili. Ja byłam kilka dni u taty w Polsce, ale musiałam niestety wracać. Kontrakt mnie trzymał w Londynie, musiałam bardzo często siedzieć w studiu i próbować pisać piosenki, co bardzo źle mi szło. Nie raz rozpłakałam się nad kartką nie mogąc ułożyć sensownego zdania. Z chłopakami mieliśmy tylko kontakt przez smsy. Inaczej się nie dało. Różne strefy czasowe się do tego bardzo przyczyniły. Oglądając w Internecie zdjęcia Louisa z klejącymi się do niego fankami, robiło mi się coraz ciężej na sercu. Chciałam być wtedy z nim, chciałam być na miejscu tych dziewczyn. Niektóre za bardzo sobie na wszystko pozwalały.
            Było już ciemno wracałam z zakupów nucąc przy tym jakąś smutną piosenkę. Nie zauważyłam psa wbiegającego na drogę. Natychmiast zahamowałam, ale biedne zwierze zostało uderzone. Cała roztrzęsiona odpięłam pasy bezpieczeństwa i wybiegłam z samochodu. Podeszłam do zwierzęcia. Żył, wzięłam go na ręce i delikatnie przeniosłam na tył samochodu. Położyłam go na siedzeniu i ze łzami w oczach pobiegłam do przodu. Włączyłam silnik i skierowałam się do najbliższego weterynarza. Dobrze, ze znałam drogę. Po około dziesięciu minutach szybkiej jazdy zaparkowałam na podjeździe. Wzięłam na ręce krwawiące zwierzę. Zamknęłam samochód i pobiegłam do ośrodka dla zwierząt.
            – Potrzebna jest pomoc! – krzyknęłam, a po chwili obok mnie pojawiła się pielęgniarka, czy jak tam się ona nazywa, taka wiecie od zwierząt – wbiegł mi pod koła – wychlipałam.
            Kobieta pobiegła z psem na rękach do najbliższego pomieszczenia, chwile później wszedł do niego mężczyzna w białym fartuchu. Usiadłam na krześle i schowałam twarz w dłonie. Co ja najlepszego zrobiłam? A jeśli on umrze? Ja sobie tego nie wybaczę! Minuty mijały, a nikt nie wychodził. Tylko jakaś mile wyglądająca pani, która siedziała obok mnie, przyjaźnie się uśmiechała. Dotknęła mojej ręki i powiedziała:
            – Niech się pani nie martwi! Wszystko będzie dobrze.
            Nie byłam w stanie odpowiedzieć. Z pomieszczenia wyszła kobieta w białym fartuchu poplamionym szkarłatną krwią.
            – Przepraszam co z tym psem? – zapytałam
            – Jest w ciężkim stanie. Obrażenia były dość poważne. Doktor próbuje zrobić wszystko co w jego  mocy, ale nie wiadomo czy uda mu się go uratować. – powiedziała i zniknęła za rogiem.
            Do domu wróciłam cała roztrzęsiona, a na dodatek na moich ubraniach znajdowała się zaschnięta krew. Gdy Lena mnie zobaczyła była, była prawdę mówiąc przerażona. Z grobową miną usiadłam na podłodze opierając głowę na ścianę. Przeczesałam palcami włosy i wzięłam głęboki oddech.
            – Potrąciłam psa, labradora. Nie wiadomo czy przeżyje. Zadecydują o tym najbliższe dni – powiedziałam przez łzy – wbiegł mi pod koła, nie mogłam nic zrobić…
***
            Przez tydzień odwiedzałam psiaka. Było z nim coraz lepiej, niestety nie miał on właściciela, chciałam go zabrać ze sobą, ale nie mogłam. Nie miałam jak się nim opiekować. Zawsze chciałam mieć zwierzaka takiego jak on, ale to nie był odpowiedni moment na czworonożnego przyjaciela. Schronisku w którym się znajdował ofiarowałam pieniądze. Chciałam w ten sposób pomóc innym zwierzętom potrzebującym mojego wsparcia.
            Od jakiegoś czasu nie miałam żadnych wiadomości od chłopaków, a to tylko pogarszało mój niezbyt dobry nastrój. Chodziłam po ulicach Londynu, a niektórzy ludzie pokazywali na mnie palcami. W gazetach aż roiło się od plotek na mój temat. Wszyscy sądzili, że ja i Lou zerwaliśmy…
            ***
            Siedziałam w pokoju na łóżku, było już późno, ale nie mogłam zasnąć. Myślałam o moim życiu, zawsze chciałam śpiewać, ale teraz czuję, że to nie to. Chciałam robić coś innego, ale niestety trzymał mnie kontrakt. Poczułam wibracje telefonu, leniwie spojrzałam na wyświetlacz. Dzwonił Harry! Natychmiast odebrałam połączenie.
            – Harry? Jejku jak ja za wami tęsknię! – powiedziałam z uśmiechem na ustach.
            – Rose! My za tobą też tęsknimy! Co tam słychać? Jak dobrze, że się do ciebie dodzwoniłem!
            – Tak, ja też się cieszę! A tam w ogóle, to która jest u Was godzina?
            – Czy to ważne? Ważne że rozmawiamy – usłyszałam głos Louisa i zrobiło mi się cieplej na sercu. 
            Po jakimś czasie Harry poszedł po coś do picia, a ja zostałam sama z Louisem.
            – Bardzo za Tobą tęsknię – powiedział.
            – Ja za Tobą też – łzy pojawiły mi się w oczach, a w gardle poczułam ucisk. 
            Zaczęłam mamrotać coś bez sensu, a Lou próbował mnie uspokoić. Do pomocy przybył Harry, a ja się totalnie rozpłakałam.
            – Kocham Was – powiedziałam przez łzy i się rozłączyłam. 
***
            Obudziło mnie krzątanie po pokoju. Leniwie uchyliłam powieki i zobaczyłam Lenę pochylającą się nade mną. Uśmiechnęła się przyjaźnie i położyła obok mnie.
            – Harry napisał mi wiadomość, prosił, żebym się tobą trochę zajęła – westchnęła – Rose, co się dzieje? 
            – Ja za nim strasznie tęsknię, może to dlatego, że mi pamięć wróciła? – powiedziałam po chwili milczenia – czuję jakąś taką pustkę, boję się że Go stracę. A wiesz co – popatrzyłam na nią – czuję, że jego głos rozpoznałabym nawet w środku snu! Obudziłabym się tylko po to, żeby sprawdzić czy to naprawdę on…
            Nie mogłam powiedzieć nic więcej, po prostu się rozpłakałam. W prawie każdej gazecie pisano o moim rozstaniu z Lou, ale my się nie rozstaliśmy. Wymyślano niestworzone historie, które mnie jeszcze bardziej dobijały. Chciałabym zapaść w sen, i obudzić się dopiero wtedy gdy on będzie przy mnie, i otuli moje ramiona. Przytuli mnie do swojego serca, i nie będzie chciał wypuścić z objęć.
***
            Jesień jest piękną porą roku, przygotowuje nas powoli do zimy.  Kolorowe liście tańczą z wiatrem i wplatają się w rozwiane włosy. W tej porze zawsze na mojej twarzy widniał promienny uśmiech, niestety w tym roku było inaczej…
            Tego dnia postanowiłam iść na zakupy. Lena miała cały dzień zajęty, a ja po prostu się nudziłam. Wspominałam już, że moja koleżanka zaczęła sobie szukać mieszkania niedaleko uczelni? Chyba nie. No to tak, Lena postanowiła (jeśli dobrze pójdzie) że zamieszka w akademiku, ponieważ ma kawałek do uczelni, a że jest leniem to nie chce jej się dojeżdżać godzinę do szkoły. Tak więc prawdopodobnie zostanę sama. Mam nadzieję, że ona jeszcze przemyśli tę sprawę i zmieni zdanie. Czas pokaże.
            Chodziłam po sklepach już około dwóch godzin. Postanowiłam, że pooglądam jakieś ubranka dla maluszków, no w sensie noworodków i troszkę większych dzieciaków. Chodziłam pomiędzy półkami i przeglądałam malutkie ubranka. Zawsze chciałam mieć dwoje dzieci. Chłopca i dziewczynkę. Mam nadzieję, że to będzie to marzenie, któro się spełni. Bo jak to w życiu bywa, nie zawsze dostajemy to co chcemy. Lenie nigdy nie śpieszyło się do dzieci, zawsze mi mówiła, że nie będzie ich mieć. Pod tym względem jesteśmy przeciwieństwem.
            Zobaczyłam śliczną sukieneczkę, jak dla baletnicy. Podeszłam do niej i w chwili gdy chciałam ściągnąć ją z wieszaka moja ręka dotknęła czyjegoś ciała. Popatrzyłam się do góry i moje spojrzenie spotkało spojrzenie dziewczyny, a raczej kobiety z kręconymi brązowymi włosami. Była to Eleanor, Eleanor Calder. Nie spodziewałam się, że spotkam ją w tym sklepie. Ba, ja myślałam, że nigdy jej nie spotkam! Patrzyłyśmy sobie w oczy przez chwilę, i to ja postanowiłam zrobić ten krok.
            – Hej, ty jesteś pewnie Eleanor – powiedziałam z uśmiechem na ustach, a dziewczyna pokiwała głową – jestem Rose, myślę, że coś o mnie słyszałaś.
– Witaj Rose. Miło cię poznać – kobieta podała mi rękę, a ja ją uścisnęłam.
            – Ładna sukienka prawda? – uśmiechnęłam się – o właśnie! Gratulacje! Bardzo się cieszę, że będziesz miała dziecko! Bardzo lubię dzieci.
            – Dziękuję – dotknęła dłonią już całkiem spory brzuszek. 
            – Znasz już płeć? – zapytałam a ona pokiwała głową.
            – Tak, to dziewczynka.
Uśmiechnęłam się promiennie i pobiegłam do kasy razem z śliczną różową sukieneczką. Zapłaciłam i podeszłam do oniemiałej Eleanor.
            – To dla was. Przepraszam, że nie zapakowane, ale wiesz jak to jest – uśmiechnęłam się i wręczyłam sukienkę kobiecie – proszę.
            – Ale ja.. Ja nie mogę tego przyjąć! – powiedziała zmieszana
            – Tak, nie możesz. Bo musisz! To nie żaden problem. Chodźmy na ciastko.
            Pociągnęłam dziewczynę za rękę, a po chwili siedziałyśmy w małej i przyjemnej kafejce. Zamówiłyśmy sernik i po kubku gorącej czekolady. Jedząc i pijąc rozmawiałyśmy, a przy okazji zamawiałyśmy następne kawałki różnych ciast.
            – Przepraszam, że się pytam. Ale ty nie jesteś w ciąży, prawda? 
            Muszą przyznać to pytanie było naprawdę dziwne. Zastanawiałam się przez chwilę o co może jej chodzić. Przytyło mi się czy co?
            – Nie – powiedziałam z uśmiechem – ale dlaczego pytasz? – Dziewczyna się trochę zmieszała
            – No bo jesz zupełnie jak ja. 
            Obie się zaśmiałyśmy i kontynuowałyśmy rozmowę. Do czasu. Obok nasz przechodził chłopak około 16 lat. Może mniej, może więcej. Szedł powoli i odkręcił pepsi. Napój zaczął pryskać na wszystkie strony, a my biedne zostałyśmy oblane. Miałam całą mokrą koszulkę, Eleanor podobnie. I moje, moje nowe białe spodnie! Byłam wściekła, El zaczęła się wycierać chusteczkami, a ja zaczęłam krzyczeć na tego chłopaka. Mogło to wyglądać dość dziwnie. Byłam od niego kilka centymetrów wyższa, a darłam się wniebogłosy! A on nie wzruszony stał i poprawiał sobie grzywkę. Jego zachowanie mnie irytowało! „Laska wyluzuj!” rzucił i sobie poszedł. We mnie się gotowało, usiadłam na krześle i poprosiłam o rachunek. Razem z Eleanor zapłaciłyśmy i wyszłyśmy z galerii obładowane zakupami.
            – Może do mnie wpadniesz? Jest bliżej, dam ci coś do przebrania – powiedziała dziewczyna.
            – Miło z twojej strony, chętnie.
            Uśmiechnęłyśmy się i poszłyśmy w kierunku parkingu na którym zostawiłam samochód. Jak się okazało, moja towarzyszka mieszkała dwie ulice dalej. Wsiadłyśmy do samochodu (Harrego) i pojechałyśmy.
            U Eleanor byłyśmy pięć minut później. Ściągnęłam płaszczyk, buty i weszłam do salonu utrzymanego w zielonych barwach. Dziewczyna poszła do sypialni i wyciągnęła mi z szafki dresy i koszulkę na długi rękaw w czarne ciapki. Przebrałam się, przeprałam spodnie i kontynuowałyśmy rozmowę. El nalała mi soku pomarańczowego do szklanki i zaczęła wspominać stare dobre czasy, które już nigdy nie powrócą.
            – Zawsze irytowała mnie miłość Louisa do marchewek. On ma na ich punkcie  po prostu obsesję! Jak można mieć coś takiego?
            – Nie podzielam twojego zdania – powiedziałam z grymasem na twarzy – mi się tam, to podoba.  – Tak jak mówiłam, mi nie przeszkadzała miłość Louisa do marchewek. W pewnych momentach było to bardzo urocze.
            – Jak kto woli – dziewczyna chwilę milczała. – a ma on tak dalej, że nie wiąże sznurówek w butach? I zawsze na spacerach się potyka? I krzyczy, że mu się podstawia nogę czy coś? – zapytała z uśmiechem.
            – Hmm, jak się teraz tak zastanowię to zdarzało się czasem.  Zawsze zwalał winę na Nialla! Tak! Krzyczał, że mu stawał na sznurówkach i dlatego się przewracał. To była zawsze wina blondaska.
            – Nic się nie zmienił. Przed wyjściem kazałam mu je wiązać, a on mówił, że nie jest ciotą i się nie przewróci.
            Zaczęłyśmy się śmiać, już miałam pomysł co kupić Louisowi na święta. „Poradnik pięciolatka. Sznurowanie butów krok po kroku!” teraz tylko trzeba to zapamiętać.
            – Jak chodziłam do przedszkola – zaczęłam – mieliśmy w grupie takiego chłopaka, który zawsze jadł pączki. Tak, codziennie przynosił ze sobą jednego lub dwa. I miał taki rytuał, bo po tych pączkach zawsze puszczał bąki! – zaczęłam się śmiać, a El do mnie dołączyła.
            – To… to zupełnie jak Niall! – powiedziała między napadami śmiechu. 
***
            Od Eleanor wróciłam do domu około godziny dwudziestej drugiej. Poznałam jej narzeczonego Roberta, bardzo miły z niego człowiek. Opowiadał nam o dniu w pracy. Jak się dowiedziałam mieli jutro iść do ginekologa na wizytę. Termin porodu powoli się zbliżał a lekarz chciał sprawdzić czy wszystko jest w porządku. Umówiłyśmy się, że ubrania oddam jej w najbliższym czasie, bez problemu. Jak będę miała czas.
            Wkraczając do salonu zobaczyłam zmartwioną Lenę siedzącą na kanapie i wpatrującą się tępo w ścianę. Słysząc moje kroki poderwała się z miejsca i rzuciła mi się na szyję.
            – Jejku Rose! Gdzie ty byłaś? Martwiłam się…
            Wytłumaczyłam przyjaciółce sytuację, wysłuchała mnie i zrozumiała. Ona nie raz zagadała się z koleżankami i nie odbierała moich telefonów. Chociaż… teraz sytuacja była inna. Jak to sądziła Lena, byłam w małej depresji. Ale jej się tylko tak wydawało, może i byłam bardzo przygnębiona i w ogóle, ale to chyba nie powód żeby myśleć, że jestem w depresji prawda? Chyba…

Oczami Leny 2 grudnia.
            Rose zachowywała się dość dziwnie. Chodziła przygnębiona, czasem słyszałam jak w nocy płakała. Bardzo brakowało jej Louisa, Harrego z resztą też. Co ja mówię! Wszystkich chłopaków! Ja też się za nimi stęskniłam.. A najbardziej za brunetem o czekoladowych tęczówkach.  Za jego pięknym uśmiechem…
            Za bardzo się rozmarzyłam. Postanowiłam że zrobię ciasteczka cynamonowe zawsze poprawiały mojej przyjaciółce humor, a że dzisiaj była sobota i nie musiałam iść na uczelnię to miałam trochę wolnego czasu. Wyciągnęłam mąkę, jajka, cynamon, kakao, i inne potrzebne składniki. Robiłam wszystko z pamięci i miałam nadzieję, że niczego nie pomylę. Zaczęłam łączyć wszystkie składniki, a po chwili usłyszałam głośne westchnięcie. Popatrzyłam się w stronę drzwi. Stała tam Rozalie oparta o ścianę.
            – Mówiłam Ci już, że ty kucharką nie będziesz? – uśmiechnęła się.
            – A czy kucharze pieką ciastka? – zapytałam, a po chwili obie wybuchłyśmy śmiechem.
            – Zapomniałaś, że do tych ciastek idzie jeszcze mąka ziemniaczana – westchnęła.
            Umyłam ręce, a moja siostrzyczka dokończyła robienie ciasta. Bardzo ją podziwiałam, piekła najlepsze ciastka na świecie! Ja tego nie umiałam robić.. Zawsze się denerwowałam, a ona podchodziła do tego wszystkiego bardzo spokojnie. Gotowanie i pieczenie było jednym z jej talentów. Usiadłam na krześle i przyglądałam się jej jak wszystko robi. Przy wykrawaniu różnych kształtów jej pomogłam. W tym nie byłam taka zła. Może i czasem wychodziły mi – jak to mówiła Rose – koślawe kwiatki, ale to szczegół.
            Po skończonej robocie usiadłyśmy przed piekarnikiem i wpatrywałyśmy się w pieczące się ciasteczka. Już mi ślinka leciała na samą myśl o tym, że niedługo je zjemy. Rozalie oparła głowę o moje ramie i westchnęła. Co ona tak dzisiaj wzdycha? Wiedziałam, wiedziałam, że tęskni i to bardzo. Było to po niej bardzo dobrze widać, może i w wesołym towarzystwie się odstresowała, ale jak byłyśmy same… jak byłyśmy same, to było ciężko.
            Siedziałyśmy w salonie na kanapie i zajadałyśmy się ciasteczkami, oglądając nowe odcinki Pamiętników Wampirów, komentowałyśmy różne sytuacje.
            – Ale Nina tu ładnie wygląda! – powiedziałam – weź jej smsa napisz! – zaczęłyśmy się śmiać.
            – Wiesz co… jestem bardzo zmęczona – popatrzyła na zegarek – jest już po 23, a ja dzisiaj wstałam bardzo szybko, bo nie mogłam spać. Dobranoc.
            – No dobrze, to dobranoc – nie chciałam żeby szła spać, ale może to i lepiej? Niespodzianka wyjdzie lepiej niż była zaplanowana! Rose poszła na górę a ja wzięłam telefon i zaczęłam wystukiwać smsa.

Oczami Rose
            Przebudziłam się słysząc jakieś szepty niedaleko mnie. Nie byłam pewna kto jest w moim pokoju. Otworzyłam jedno oko i spojrzałam na zegarek, dochodziła piąta.
            – Ej, później ją zobaczysz. Nie chcesz chyba żeby się obudziła? – poznałam ten głos! To był Harry, ale co on tutaj robił? Postanowiłam, że dalej będę udawać że śpię. 
            – No zaraz przyjdę, chce jeszcze chwilę na nią popatrzeć – westchnął – tak dawno ją widziałem 
            Nie miałam wątpliwości to był Lou! Z głośnym piskiem rzuciłam mu się na szyję i nie chciałam puścić. On objął mnie mocno w tali, a po chwili nasze usta złączyły się w delikatnym pocałunku.



Zachęcam do zadawania pytań na asku! <klik>

POD ROZDZIAŁEM PROSZĘ O KOMENTARZE DOTYCZĄCE TYLKO OPINII O NICH. INNE BĘDĘ USUWANE!

Hej, jak się podoba? Mini depresja była, pamiętam, że jak to pisałam to miałam podły humor ;/ Jakoś tak wyszło. Dziękuję wszystkim za komentarze, niestety dalej ich liczba strasznie zmalała, no nic. Teraz dam wam taką ciekawostkę, ostatnio rozdział na bloga pisałam w Styczniu, a teraz jest koniec Marca... Niestety nie mam motywacji.
Będę już kończyć, bo czuję, że mini depresja się zbliża. (Idę spać)
Buziaki Rose x

10 komentarzy:

  1. Taylor jest spoko, ale nie pasuje mi do Harrego! Nie dziwię się, że chłopak nie odebrał :D. Niech się zbierze w sobie i powie, że nie chce brać udziału w tej farsie.
    Biedna Rose. Dopiero co sobie wszystko przypomniała, a oni już muszą wyjeżdżać ;/.
    Nienawidzę burz... No dobra trochę się ich boje. Zawsze myślę, że jeżeli bd stać blisko okna to mnie piorun walnie, w każdym razie jak byłam mała to mnie tak tata straszył :D.
    Wiedziałam, że Kuba się pojawi! Wiedziałam! Niech już wyjeżdża! Niech zwiewa, bo jak Zayn przyjedzie to tak mu przyfanzoli, że nie wstanie! :D
    Mam nadzieję, że Rose wymyśli jakieś fajne teksty do tej piosenki. Szkoda byłoby zmarnować takiego talentu, jaki posiada ta dziewczyna :). Co zrobi, jeśli jej się to nie uda? Jeśli powie, że to jednak nie to?
    Do Lou nie wolno się kleić! On jest zajęty! Prosze się od niego odpieprzyć, to chłopak Rose!
    Rozalie musi poradzić sobie z tym wypadkiem. To stało się niespodziewanie, nie mogła tak szybko zareagować, to nie jej wina! Dobrze, że zawiozła tego psa do weterynarza, bo ktoś inny mógłby go zostawić, pozwalając mu się wykrwawić na śmierć! To nie dopuszczalne, ale na szczęście Rose go uratowała! Wierzę, że będzie żył.
    To bardzo miły gest ze strony Rose, że dała tą sukienkę Eleanor :).
    Rose zdecydowanie za bardzo wydarła się na tego chłopaka. Białe spodnie polane colą... Pewnie też bym się wściekła :D. Sama jestem choleryczką xD.
    Ale ten chłopak to już jest głupkiem i ten jego sposób mówienia " laska wyluzuj".
    Lou wrócił! Jak fajnie! Wreszcie Rose bedzie spokojna ;). Mam nadzieje, ze Lena nie zamieszka w akademiku ;)
    Kochana nie załamuj się! Każdy ma wzloty i upadki! Napiszesz cudowny rozdzial, już ja tego dopilnuje! Za tydzień pogadamy, bo w ten nie masz czasu i cię tak nakręcę, że w końcu nie będziesz wiedziała jaki pierwszy pomysł dać! ;p
    Całuje :*
    Amy ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział :) Jak wszystkie xD Rose w końcu będzie szczęśliwa, bo jej ukochany przyjechał hihihihihihi Życzę dalszej weny :*
    Zuza :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Życzę weny ;)
    Zaczyna się robić ciepło więc może depresja zniknie?
    Mnie osobiście nie pogoda a szkoła wpędza w depresje...
    Trzymam kciuki!

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdzial w porzadku, zaczal mi sie udzielac melancholijny nastroj Rose ;-) nie poddawaj sie, czasem wena bywa kaprysna. Zycze Ci zeby wrocila i czekam na kolejny rozdzial :-) Ari

    OdpowiedzUsuń
  5. Super uwielbiam jak piszesz xd łiii Lou wrócił :3 pozdrawiam i życzę weny kochana ;) ~ Misia

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej, siema, joł!
    Na wstępie chcę przeprosić, że nie skomentowałam wczoraj, ale zrobiłam sobie dzień bez internetu (tak, to jest możliwe) :D Już nadrabiam!
    Zacznę od tego, że ten rozdział jest… Inny. Zupełnie inny, ale w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Świetnie to wszystko opisałaś- tęsknotę, rozpacz, ból, smutek. Brawo! Nie żeby śmieszne i zabawne sytuacje Ci nie wychodziły, ale coś innego też chętnie przeczytałam :)
    Cieszę się, że zrobiłaś duży przeskok w czasie, a nie ciągnęłaś ich wyjazdu przez kilka rozdziałów- prawdopodobnie wszyscy byśmy się zanudzili- Ty pisząc to i my, czytając.
    A teraz treść:
    Kuba… No nie, no po prostu k**** no nie. Boże, czy Ty to widzisz?! Niech chłopak spada, nikt go tu nie chce! I niech nawet nie próbuje zbliżyć się do Leny, bo osobiście nogi mu z dupy powyrywam! Potem potnę ( nie będę gwałcić, bo sobie nie zasłużył na to- nie lubię go), usmażę, wywiozę do lasu i zakopię, a pewnie Zayn, jak tylko się dowie, to mu też dołoży :D To by było w sumie nawet fajne :D Takie męskie i seksiaste!
    Super, że Rose sobie wszystko przypomniała i to jeszcze w takiej cudownej sytuacji! Szkoda tylko, że musieli wyjechać…
    Szkoda mi pieska, ale dobrze, że dziewczyna od razu się nim zaopiekowała, niektórych nawet na to nie stać… Kompletnie nie rozumiem takich ludzi! I może jednak przekona się i weźmie go do siebie? :)
    Rose i Louis zerwali?! No chyba im na głowę padło!!!!!!!!!!!!!!!!!!
    Eleanor :D Tak, wiem, że za nią nie przepadasz, ale ja ją lubię :D Normalnie wszyscy w ciąży! :D Gdzieś do dwóch miesięcy powinnam zostać potrójną ciocią, więc też się cieszę :D
    Ostatnia scena była po prostu urocza! Nie wiem, co jeszcze napisać, to słowo wyraża więcej niż tysiąc słów!
    No i na koniec: ejj, nie smutamy! Każdy miewa gorsze i lepsze dni- trzeba to po prostu przeczekać, a samo przejdzie :) Poza tym, pewnie zjadłaś wczoraj torta, a to bardzo pomaga :D
    To zrozumiałe, że kiedyś w końcu wena się kończy, poza tym jesteśmy tylko ludźmi. To też trzeba przeczekać, potem napadnie na Ciebie tyle pomysłów, że nie wyrobisz z pisaniem! :D Może to też, jest kwestia szkoły, która (przynajmniej mnie) zniechęca do wszystkiego, ale za niedługo święta, więc odpoczniemy sobie ;)
    Trzymaj się, kochana!
    Całuski! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i zapomniałam o najważniejszym... Taka buła ze mnie, ale podobno skleroza nie boli :D
      Kurek jest najlepszy ♥ choć Żygadło i Winiarski są przystojniejsi *-*

      Usuń
  7. Wstyd mi było ,ze ja ci tak spamuje , a twojego bloga nie skomentuje .
    Tak więc jestem i się ogromnie z tego powodu cieszę .
    Historia jest naprawdę ciekawa i warta czytania !
    Przeczytałam dopiero ten rozdział , ale nadrobię to :)
    Życzę weny ! ♥ xx

    OdpowiedzUsuń